W czasie nocnego szwendania po sieci trafiłem na relację z koncertu otwierającego tegoroczną „Opera rara” – Veni, vidi Vivaldi czyli La Fida Ninfa w Krakowie..
Autorka nie szczędzi pochwał wykonawcom czwartkowego przedsięwzięcia.
Jean-Christophe Spinosi ujął mnie swoim buzującym entuzjazmem. Jego mina i całe ciało mówiły donośnie: „Rany, ludzie, patrzcie i dziwcie się, jakie to piękne!” Chwilami miało się wrażenie, że z trudem powstrzymuje się, by nie wyskoczyć z butów, a mikrofon, który za nim stał, też nie wydawał się być bezpieczny.
Świetnie prowadził wokalistów – wychodził do nich, dosłownie i w przenośni, wsłuchiwał się w niuanse, symultanicznie tłumaczył rękami orkiestrze, co wysłyszał. Takie przykładanie ucha do duszy postaci. Śpiewacy chętnie się w to bawili, odsłaniając głosami coraz to nowe meandry charakterów. Dzięki temu zrobił się z tego film bardzo kolorowy, nie czarno-biały. Zresztą kiedy miny dyrygenta mówią: „Ale świetnie śpiewasz / wiem, że zaraz mnie zachwycisz / ale ci wyszła fraza / co za barwa / chyba cię ozłocę”, to jak zapał śpiewaka może nie urosnąć?
Kontratenor David DQ Lee, Koreańczyk, pokazał przepiękny dźwięczny głos, zachwycający w momentach lirycznych, ale i z potencjałem dramatycznym. Niezwykły kunszt śpiewania długich dźwięków – chciałoby się, by trwały i trwały, takich nigdy dosyć. Z CV wynika, że to śpiewak bardzo wszechstronny. Z jednej strony kusi mnie, by napisać, że rodzaj obecności na scenie wskazuje na duży talent komiczny, z drugiej trudno zignorować przekonujący liryzm i momenty bardzo eteryczne. Jednoznacznie za to mogę napisać o jego radości śpiewu, na którą bardzo przyjemnie było patrzeć.
Chciałbym umieć pisać z takim entuzjastycznym zachwytem o tym, co mi się podoba.